z toni ociekający wodą, okryty pleśnią i trupieszą stęchlizny twór — niby człowiek, niby zwierz, niby roślina. Potworek błysnął ku niebu zdumioną twarzą, roztworzył w nieokreślonym głupowato zagadkowym uśmiechu gąbczaste wargi, wydobył z kadzi pokręcone jak krzak koralu nogi i otrząsnąwszy się z wody, zaczął iść krokiem chwiejnym, rozkołysanym...
A był już świt na dworze i fioletowe jaśnie ślizgały się po bezbrzeżnych obszarach świata.
Dziwotwór szedł ku tym modrzejącym na horyzoncie dalom; uchylił furtkę od ogrodu poza domem, przesunął się kabłąkiem po ścieżynie i oblany ametystowemi strugami brzasku, wtoczył się na drzemiące mraką świtu łąki i pola. Zwolna postać jego malała, rozwadniała się, gasła... aż rozpłynął się, rozwiał w blaskach zarania...
Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/3/33/PL_Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Szalony_p%C4%85tnik.djvu/page195-1024px-PL_Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Szalony_p%C4%85tnik.djvu.jpg)