Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrozumiał słów Czarnego Pumy. I dla mnie są one ciemne i zagadkowe. Dlaczego dusze zmarłych z pokolenia wielkich Kwapnasów oczekują ciężarnych niewiast?
— Ażeby w nie wejść i po raz wtóry narodzić się jako ludzkie dzieci.
— Trzeba jednak przyznać — mruknął Ben — że ten półobłąkany samotnik ma fantazję nielada.
— To nie fantazja, to głęboka, a oryginalna wiara.
— Lecz dotąd — podjął znów starzec — od czasu, jak zginął wielki Tecumseh, najstarszy po Pumie w plemieniu Kwapnu, a za nim cała jego rodzina, ani jedna skwaw nie przeszła mimo wymarłej osady. A Puma już starzec i żony mieć nie będzie.
Tu wódz obrócił się i sięgnąwszy ręką w kąt izby, wygrzebał stamtąd zżółkłą piszczel i rzucił w ognisko.
— Oto pali się kość Tecumseha — objaśnił wskazując na ogień — i zapładnia jego duszą dym.
— I znów słowa Czarnego Pumy ciemne są i brzmią dziwnie w uchu mojem. Cóż ma wspólnego dusza z kością i jak piszczel może zapłodnić dym z ogniska, w którem się spala?
— Bo należała kiedyś do żyjącego człowieka i przyciąga po śmierci ciała jego duszę — wyjaśnił spokojnie.
— Więc Tecumseh spoczywa w tej chacie? Tutaj go pogrzebano?
— Ciało spłonęło na stosie kilka lat temu; kości