Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

menu i dopiero na moją uwagę, że czas wracać, ocknęła się z zamyślenia.
Przywołany powtórnie ślusarz naprawił zamek, poczem zatrzasnąłem drzwi „pracowni“ z powrotem.
— A teraz — rzekłem na pożegnanie — mam do łaskawej pani małą prośbę.
— Proszę, panie doktorze, o cóż chodzi?
— Pragnę zapoznać się osobiście z profesorem. W tym celu proszę być z nim dzisiaj popołudniu po piątej w kawiarni, którą państwo zwykle odwiedzają. Sposób zawarcia znajomości znajdę sam. Naturalnie, nie zdradzi się pani ani słowem. I my również poznamy się dzisiaj dopiero po raz pierwszy. Rozumie łaskawa pani?
— Przystaję z całą gotowością, lecz pod warunkiem, że go pan nie narazi na nic niemiłego. Chcę oszczędzić mu za wszelką cenę kompromitacji.
Zapewniwszy słowem najściślejszą dyskrecję, pożegnałem się i wróciłem do siebie.
Materjał w sprawie Czelawy zebrany od wczorajszej nocy przedstawiał się teraz bardzo zajmująco. Trzeba było tylko przeprowadzić analizę i wyciągnąć wnioski.
Nie wątpiłem już więcej, że między uczonym a Stachurem istnieje specjalny związek psychofizyczny, dzięki któremu stanowi jawy pierwszego towarzyszyło zbliżone do katalepsji lubo z nią nie identyczne uśpienie drugiego; wspólny obu prąd życiowy zdawał się przepływać kolejno od jednego do drugiego, nie pozwa-