Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marita siała wiernie u boku męża: rozcierała tłuczkiem ładunki na marmurowych tafelkach, mieszała preparaty rogową łopatką napełniała z kobiecą ostrożnością puste gilzy i patrony. Huczały paleniska, stękały miechy, pieniły się szumem retorty.
Na płaskim dachu domu urządził obserwatojum pirotechiczne i ogniopróbnie; tu przepuszczał swe twory przez surowy osąd probierzy, nim wypuścił je w świat ludziom na podziw i zachwyt.
Bo Jan zapragnął kunszt swój ognisty podnieść na wyżyny wielkiej, świętej sztuki; nie chciał być szarlatanem jak tylu wędrownych jego współbraci, cyrkowym hecarzem strzelającym w niebo rakietami dla uciechy jeno i błahej rozrywki. Chciał zakląć myśl swoją w ogniopalne dzieło, wypowiedzieć w burzy i zgiełku ogniotrysków swe czucia, marzenia i sny przebogate. Raziła go niedoskonałość środków, trawił ból i tęsknota za czemś wielkiem i trwałem. I smutek bezbrzeżny kładł mu się lodowatym całunem na serce, ilekroć widział na niebie swe najpiękniejsze ognie. Bo wiedział, ze moment cudu krótki nito mgnienie błyskawicy, że za chwil parę zgaśnie świetne zjawisko i spadnie mu do stóp żużlem meteoru
Wtedy z tęsknoty owej w południe życia poczętej zrodził się pomysł wielki i śmiały, który miał zostać kiedyś dziełem jedynem, tworem nieśmiertelnym i trwałym pirotechnika Jana.
Zrodził się w ciszy domowego szczęścia i zapadł głęboko w duszę na dno. Otoczyła go tajemnica świętości i jakaś szczególne wstydliwość. Jan nie zwierzył się nawet przed żoną.
Od owej przedziwnej godziny narodzin codzień wieczorną porą, gdy już ostygły retorty, ogień dogasał w paleniskach i towarzysze pracy rozchodzili się po