Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać powtóre wszystkie wypadki — i nadaremnie czekać, czekać na jakąś zbójecką wieść! Każda rzecz przestanie być sobą, — stanie się obrazem, albo wspomnieniem. Czy znowu — dowiedzieć się, że gdzieś jest, ocalał, ale jest z inną kobietą, mieszka tam i tam... Spostrzegała poprzez nocny mrok obcą twarz, oczy kobiece, w jego oczy wpatrzone, i umierała od tego widoku w najgłębszej męczarni. Och, jakże znieść takie cierpienie?
Porywała się tedy ze swego legowiska do jakiegoś dzieła, któreby go jej oddało. Przecie on jeszcze jest! Tu, za przymkniętemi drzwiami! Zawołać go półgłosem — i obudzi się. Odezwie się cichym, najsłodszym szeptem. Można go widzieć, dotknąć rękoma, mówić i słuchać. O, radości, radości! Przeżywała szczęście swoje, pieszcząc się niem, jak matka dzieckiem. Kładła na sercu, gorejącem w płomieniach, tę chwilę, która biegła, i kołysała ją na łonie swem, błagając, żeby jaknajdłużej, żeby nieskończenie ta chwila trwała! Lecz świadomość szczęścia wzniosła się jeszcze wyżej i odsłoniła prawdę bezwzględną, że chwila upływa, — dzień — noc przeminie, a następna doba to już może ostatnia. I znowu wybuchała podnieta: co czynić? Jaki znaleźć ratunek? Jak zacząć? Co zacząć? Na co się odważyć? Wspominała ojca — i konało w niej serce. Patrzyła w tę miłość nieustraszoną źrenicą i przeważała ją po tysiąckroć dokładną miarą swojej nowej, nieszczęsnej miłości. Ta niepojęta dla wszystkich siła, to nic, — stało się wszystkiem i wszystko pochłonęło w sobie. Słyszała głosy: oto Mija! Na tem skończyła! Zwy-