Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdarzenia, bo mądrość i sprawiedliwość świeciły się w jego oczach, jak gwiazdy w nocy. Lecz oto ten właśnie leżał u jej nóg, z głową rozciętą, z której goły pałasz wyłupał mózg.
Nie mogła płakać. Dusiła się od czegoś, co zatkało gardziel. Kazała Szczepanowi, żeby przyniósł rydel i wykopał grób dla tego człowieka. Stary kucharz siedział na zgniłym pieńku wierzby i żuł skibę żołnierskiego razowca, którą był porzuconą znalazł na stole w kuchni. Gdy powtarzała rozkaz, jął mruczeć:
— Będę ta kopał! Nic ino toto noś, dźwigaj, obsługuj, brudy jeich wynoś. Tera znowu kop!
— Cicho! Popatrz...
— Będę ta na niego patrzał!
— Szczepan!
— Chce się takiemu gzić, to się gzi. Roboty dla nich na świecie niéma. A ty mu znowuj dół kop!
— Cicho — cicho!...
— Dy ja nie wrzeszczę. Nie robię, co potrza?
— Jeśli Szczepan nie chce, to ja mu sama dół wybiorę.
— A no rydel jest, stoi.
Po chwili wstał ze swego pniaka i począł oglądać miejsce na małym wzgóreczku, bliżej ogrodu. Pchnął rydel nogą w miękką ziemię... Wykreślił nim na murawie miejsce na chłopa. Plunął w garść i wziął się do kopania jamy. Pracował w milczeniu, z najzupełniejszą obojętnością. Przez cały ten czas panna Brynicka siedziała w głowach zmarłego. Nie spostrzegła, że z za węgłów stodoły, z za drzew wysuwali się gospodarze wiejscy, baby i dzieci. Łączyli się w gro-