Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zumiał. Oczy mu przesłoniła zadymka wściekłości. — Spytał:
— Ta panna ukryła cię tutaj?
Książę milczał.
— Aresztuję cię! — rzekł Wiesnicyn.
— Po co? Zabij mię. Trzymasz w ręce nabity pistolet. Jeżeliś żołnierz! Jeżeliś oficer! Wystrzel! Przecie umiecie rannych mordować.
Wiesnicyn patrzał mu w oczy, broń odwiedzioną trzymając w obwisłej ręce. Było dlań odrażające to polskie męstwo... Mruknął:
— Wstawaj! Aresztuję cię!
— Gdy mię stąd zabierzesz, umrę wam w drodze. W więzieniu nic nie powiem, gdybym wyżył. Jestem prosty żołnierz. Wystrzel!
— Postąpię, jak zechcę.
— Jeżeli pan nie wystrzelisz, postąpisz jak tchórz!
— Milczeć!
— Gdybym mógł stanąć na nogach, zabiłbym cię, jak psa! Więc i ty mnie zabij, jak psa! Jesteśmy śmiertelni wrogowie.
— Nie jesteś wrogiem, godnym mnie, niewolniku.
— Niech już raz przestanę cierpieć! Och!...
— Leż tutaj, kochanku pięknej panny.
Oficer, stojąc nad tym człowiekiem, zamyślił się, zadumał głęboko. Miałże podnieść rękę i wystrzelić między oczy tamtego? Miałże odejść? Jeszcze bardziej wzmogła się w nim zgryzota. Znowu ów śmiech... Odwrócił się ze wstrętem, uczepił brzegu kufy, dźwignął na rękach i wyskoczył nazewnątrz. Właśnie nadciągnęła partya żołnierzy, która ścigała