Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myła i rozczesywała, zdawały się same, jak szarpie, kurować blizny zaschłe, choć jeszcze wciąż czerwone. Najgorzej było z postrzałem w biodrze. Ranny nie mógł wykonać najzwyklejszego ruchu, ani gestu bez kąsającej wciąż męczarni. Kula opuszczała się, widocznie, między ścięgnami i żyłami, bo ból wychodził z miejsc coraz niżej w udzie położonych. Rana ta była wciąż otwarta i gnoiła się w sposób odrażający. Nie pomagało mycie jej i ciągłe oczyszczanie.
Pewnej nocy obudził pielęgniarkę rumor do drzwi i okien, ale odmienny, nie od Ryfki pochodzący. Ktoś kołatał wielokrotnie i natarczywie. Burzono się także do okien części niezamieszkanej i do drzwi od ogrodu. Szczepan, natychmiast zbudzony, nie mógł już wynieść chorego na dwór, gdyż całe obejście było, widać, otoczone. Pociemku tedy wzięli obydwoje z panną Salomeą biedaka na ręce razem z pościelą, wynieśli co tchu do salonu Dominika i złożyli w jednej z pustych kadzi. Ledwie zdążyli tego dokonać, gdy łoskot dosięgnął najwyższego stopnia. Skoro drzwi zostały otwarte, okazało się, na szczęście, że byli to rodacy. Mały szczątek oddziału, odbity z partyi Kurowskiego po straszliwej klęsce miechowskiej, uchodząc dubeltowemi marszami pośród kolumn rosyjskich, dowodzonych przez Czernickiego i Ostrowskiego, — błąkając się po lasach, ostępach i wądołach, — dniem i nocą ścigany, trafił pociemku na Niezdoły. Wskutek ucieczki dwu z kolei dowódzców, oddziałek był bez zwierzchnika. Składał się z ludzi zgłodniałych, przeziębłych, zdro-