Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez współczucia patrząc na jej płacz. Wytarła oczy i mówiła jeszcze:
— Wszystka służba rozbiegła się z tego domu. Jednej nocy przyszli tu powstańcy pod panem Jeziorańskim, a zaraz po nich wojsko. Powstańcy się zabarykadowali w gorzelni, tosamo w śpichlerzu, zaczęli stamtąd oknami i z dymników strzelać. Podpaliło wojsko ten śpichlerz. Zajęła się gorzelnia od dachu. Spaliło się wszystko — gorzelnia, śpichlerz, obory i stodoły. Szczęście jeszcze, że wiatr niósł perzynę na łąki, bo byłaby i druga stodoła nie ocalała, ani stajnia, ani nawet dwór, — taki był ogień. Od tego czasu wszystko z tego domu pouciekało. Konie pobrali do ostatniego, — źrebięta ktoś ukradł w nocy. Co tylko było w śpiżarni, powstańcy zabrali. A już od czasu, jak mój tatko poszedł do powstania, to my się tylko ze Szczepanem zostali.
— To pani ma ojca?
— A mam. Mój tatko tu był rządcą w Niezdołach u wujostwa Rudeckich przez całe dwadzieścia dwa lata, od czasu, jak wrócił z Sybiru. Bo mój tatko w tamtą rewolucyę był wachmistrzem w strzelcach konnych i na Sybirze był za to.
— A mamę pani ma jeszcze?
— Moja mama umarła, jakem miała rok, to znaczy temu już dwadzieścia dwa lata, — nie, dwadzieścia jeden...
— O, ujmuje sobie pani lat!...
— A może sobie mam jeszcze dodawać? Wcale nie ujmuję.
Po chwili dodała ni to z dumą, ni z pewnem za-