Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, iż do dwunastej godziny w południe tego samego dnia wyleczy urzeczonego Jana Kąkola, mimo iż już szła na dno, wyciągnięto ją liną z topieli i na brzegu morskim złożono. Tam jej znawca Kamiński podał do wypicia szklankę święconego wina.
Zaprowadzono ją do chorego powtóre i czekano cierpliwie a spokojnie, aż do dwunastej godziny. Stał i czekał w tłumie innych rybacki syn z Kusfeldu, wsi o milę od Chałup odległej, Marcin Budzisz, człowiek czterdziestoletni, bezżenny, zajmujący się wiązaniem sieci. Zimową porą, gdy dzieci rybaków w Chałupach nie mogły uczęszczać do szkoły odległej w Wielkiej Wsi, lub w Kusfeldzie, — a na miejscu szkoły nie było, — Marcin Budzisz przychodził, jako nauczyciel wędrowny, i za wynagrodzeniem uczył dzieci rybackie od grudnia po Wielkanocne święta z polskiej książki modlitewnej katechizmu, nie całego wprawdzie, lecz tylko dziesięciorga przykazań i »Ojcze nasz«, gdyż duchowny Swarzewski, ani ksiądz Tulikowski, dziekan z Pucka, nie wymagali więcej. Marcin Budzisz za młodu uczył się w szkółce kusfeldzkiej, u nauczyciela Brockmana sztuki czytania po polsku na książce do nabożeństwa. Po niemiecku nie mógł ani jednego wyrazu, lecz po polsku każdą książkę mógł czytać, a nawet potrafił cokolwiek, ale bardzo słabo i z trudem, prócz podpisu swojego nazwiska, piórem po polsku wyciągnąć. Ten to Marcin Budzisz był sam jeden w gromadzie innego zdania, niż wszyscy obecni. Wyszedł tedy na środek i twierdził, iż jeno Bóg sam jeden ma wszelką siłę i On to jeden daje ludziom, jeżeli się do niego szczerze modlą, moc sprowadzania chorób,