Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czach i mrozie, a oddychał wielkiemi płucami naprawdę szeroko dopiero wśród wichrów północy.
Już był dwukrotnie opłynął Islandyę z formy swego lądu do tułowia łabędzia podobną, z dziobem na zachód północny zwróconym. Już z zasłon mlecznobiałych, ze mgły nieskalanej, wyłaniał się przed jego źrenicą ów przesmyk szalony, droga burzy, wiatrowisko, miotające korabiem, jak drzazgą bezsilną. Wały morskie, podźwignięte przez burze, wznosiły się tam na wysokość kilkunastułokciową. Korab wyniesiony na ich grzebień, wolno zstępował w doliny, wśród gór wodnych rozpostarte, na milę morską szerokie. Ginęła już była przed jego źrenicą we mgłach wschodu błyszcząca kopuła Lang Jökuli, a na pograniczach Polarnego i Atlantyckiego oceanu ląd Grenlandyi się wychylał. Jan z Kolna widział już był oczyma owe linie brzegów proste a przecie poszarpane w wyrwy nieskończone przez najdziksze wody. Wkraczał już, stojąc obok rejowego żagla na dziobie okrętu, w ciche, nieme, głuche, fijołkowemi cieniami wieczności przykryte ostoje, których jeszcze nigdy nie widziała źrenica człowieka. Tam z olbrzymich gór skalistych, z dolin pustynnych, skorupą lodu okutych, pędziły ku morzu rzeki tajemne w łożyskach lodowych, tu i owdzie dymiąc się parą gorącą ukrytych gejzerów. Zmarznięte masy śniegowe, odpadłe z wyżyn ku wodom, dochodziły do urwisk nadbrzeżnych i tu od nadmiaru swej wagi potwornej toczyły się wielkiemi bryłami, sunęły w ciche przystanie, kąpały w błękitach odmętu i wąskiemi przesmyki wychodziły w ocean. Niosły się w wiatrach północy, błyszcząc i świecąc daleko, —