Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodowych przez najazd niemiecki. Należał do stada jeleni, wypłoszonego z mateczników ojczystych przez szczwaczów nielada. Jako wszyscy w tym rodzie, zachował na dnie duszy, pod licznemi warstwami uczuć, myśli i wierzeń zakonnych, wspomnienie krzywdy, legendę o hańbie ucieczki, wiecznie żarzący się węgiel pamięci rodowej porażki. Krzyżacy nie mieli w bracie Iwonie przyjaciela. Gdzie mógł i o ile tylko był w stanie, szkodził im jawnie i skrycie. Teraz, gdy wojsko polskie zjawiło się w gdańszczyźnie, szedł z niem na ochotnika, jako spowiednik i podżegacz, mówca i pocieszyciel, zaklinacz i egzorcysta. Nieproszony i niewołany plątał się wciąż czarnobiałą plamą między osiami i sprychami wozów, u strzemion rycerzy, na przedzie, gdy agmen nieprzyjaciela dostrzegał, i w tyle, gdy trzeba było w ziemię zagrzebać wojaka. Brat Iwo poczytywał moc krzyżacką, krótko mówiąc, za objawienie się na ziemi tej piekieł podspodnich. Podobnie bowiem, — wywodził, — jak czarci byli zbuntowanymi cherubami, taksamo te ich podobizny na ziemi w zaraniu swem poczęte były przez dobro i narodziły się z cnoty najczystszej człowieczej. Dopiero przez pychę i żądzę wchłonęły w siebie wszelkie dyabelstwo ludzkiej natury i samego dyabła przewyższyły w zepsuciu. Nawet najlepsi z Krzyżaków, — zaręczał, — przebywając w sferze dyabelstwa, muszą być poczytywani za zostających szczególnie pod wpływem szatana, za grzeszników najniższej, trzeciej kategorji. W piekło i milicyę dyabelską, stale obecną i wciąż działającą, brat Iwo wierzył głęboko, niewzruszenie i szczerze. Możnaby nawet ze złośliwością powiedzieć, iż mocniej był prze-