Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jałowca poganiały do rozkoszy nagie ciało. Młodociana pławina kaliny, co na świat z macierzystej łodygi wybiegła i jaśniała w błękicie niebios, w zapachu konwalii, pławiła się powolnie w tańcu łagodnym, — ni to dziewica niesplamiona męskiem pogłaskaniem, odpinająca pierwszy raz sprzączki szaty przed namiętnem wejrzeniem. Tam to ponownie szli razem po niezapomnianych przenigdy, po wyśnionych kamieniach zbocza góry w tajnik nawisłych gałęzi, w miłosną sień, poziomkami i nakrapianym kosaćcem sadzoną.
— Odszedłem! — krzyczał co w piersiach tchu. Musiałem wystąpić przeciwko zagładzie rodu ludzkiego. Szatan wystąpił przeciwko Bogu. Antychryst szedł na zniszczenie papiestwa i cesarstwa. Koniec świata był bliski. Któż miał podjąć obronę Ukrzyżowanego? Któż miał zasłonić sobą nieszczęśliwych? Kto miał odkupić niewinnych? Oto ja sam, którym tysiącolecie ludzkości na barkach dźwigał. Czyliżem mógł dopuścić, ażeby szatan zwyciężył? Zabrzmiała nagle tonika tajna, inna, nieznana, zasadnicza, podstawowa, a przyłączyły się do niej dźwięki różnorodne, brzmiące wraz z nieopisaną potęgą. Horror, groza, strach — wywinęły się z pięciu strun wioli. Boleść, furya, szał — runęły, jakby zjuszone plemiona na plemiona w walce śmiertelnej. Wściekłość, zemsta, morderstwo, pożoga, zwierzęcy gwałt, zdrada, podstęp, okrucieństwo — wypadły na słuchacza z tych strasznych pięciu strun. Tryumf dzikiej i ślepej siły bydlęcej zatrąbił ponad jękiem — umieram, umieram! — ponad płaczem kobiecym i lamentem krzykliwym maleńkich dzieci. Naspał się i ocknął ze snu apostoł.