Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Apostoł przemawiał, a Bogusza tłumaczył na mowę tameczną, iż są Słowianami, z ziemi Polan przychodzą, którą Bolesław dla Chrystusa pozyskał. Biskup jest sługą tego, który ziemię i niebo utworzył. Przychodzi zaś, ażeby ich wyrwać z rąk szatana.
Na te słowa tłum podniósł wielki krzyk, pełen zniewag i bluźnierstw. Wywijano maczugami ponad głową przychodniów, tupano nogami, bito pałkami w ziemię, grożąc śmiercią, jeśli natychmiast tam, skąd przyszli, nie wrócą.
Kunigas Cholinu przez usta Boguszy oświadczył:
— My i cały nasz kraj mamy swoje prawo i jednym obyczajem żyjemy. Jeśli z pośpiechem nie opuścicie tej ziemi, zginiecie jutro, bo wy według innego prawa żyjecie.
Przynagleni rozkazem wodza i groźbami tłuszczy, weszli do łodzi i wrócili na brzeg Świeżej Mierzei. W ciągu pięciu dni przebywali w pewnej okolicy, a na szósty dzień wczesnym rankiem odeszli stamtąd, dążąc ku Gdańskowi, w stronę południowo zachodnią. Około południa wybrnęli z gęstego lasu i na polanie stanęli. Tam Radim przedewszystkiem odprawił nabożeństwo, a biskup Wojciech przyjął komunię.
Z głęboką, wewnętrzną radością przeżywał wieczne mszy misteryum. Zagłębiał się w cud wyrazów nigdy niegasnących, które obejmują, — niby ramy, okowy i zawiasy, — życie i śmierć, a między życiem i śmiercią ukazują przeczysty, biały chleb miłości. Tylekroć przeżyty obrzęd mszy stał się dlań nowiną, widzianą pierwszy raz, zasłyszaną teraz dopiero. Jakże mu było w sercu radośnie widzieć oczyma ścieżeczkę między