Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cych piersi gołębicy, a teraz czuł szczęście siły niezwyciężonej, potęgę zasilonej dumy i moc szerzenia śmiercionośnego postrachu, łaskę panowania i prawo swe święte do mordu, dane mu w lenno zwyższa, — jako wzmożoną doskonałość szponów i czarownie lekką, weselną moc skrzydeł. Wysunął się z pachnącego bugaju wilk rudy, który był właśnie dopadł kotnej zajęczycy, ociężałej w ucieczce, i pochłonął ją wraz z płodem, w smaku rozkosznym, drgającym od żaru matczynego łona. Syk uwielbienia posyłały mu ze swych dziupli jarzębiate sowy, morderczynie makolągw, dzierlatek, strzyżyków i sikorek. Wykrzykiwały na cześć jego tańca zgiełkliwe pochwały krasnopióre żołny, które w lot zabijają lekkoskrzydłe motyle i ociężałe żuki. Szybowały za nim jaskółki loty niedościgłemi dla spojrzenia, naśladującemi jego taniec, wesoło i wśród świegotu pożerając niewidzialny świat muszek i nikłych komarów. Wysunął się z nory lis rdzawy, który miękkiemi kroki zaniósł był dzieciom matkę kuropatwę i potłukł ciepłe jej jaja. Wypełza ze swej szczeliny śmiercionośna żmija, która dopiero co nacisnęła pęcherz podzębny o różane, opalone ciałko i z rozkoszą przedziwną nasączyła jadu w ranę nóżki dziewczyneczki radosnej, zrywającej żółte kaczeńce w tym czarującym rozdole. Płowa łasica wymknęła się na światło z wypróchniałego pnia wierzby, gdzie potargała piersi i przegryzła gardziołko świętobliwego skowronka, schwytanego w nieomylne pazury, gdy po ukończeniu natchnionej pieśni w niebiesiech, przypadł do grudki zimnej ziemi, ciałeczkiem jego przygrzanej, aby uciszyć serce roz-