Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeżeli nie zupełnemu zniszczeniu, zrównaniu z gruntem prawiecznym, ponad który się dźwignęło, to przynajmniej potrąceniu, usiłowaniu zepchnięcia z miejsca. We wszystkie strony rozwierało się pole śmierci, przez które harcował kozuń moskiewski. Zewnętrzny obraz zmian na powierzchni, wyżłobiony i wykłuty straszliwym rylcem przez wojnę, był doskonałym odpowiednikiem do przeobrażeń, które się w duszy pana Granowskiego dokonywały. Zaszedł w niej przewrót, równie radykalny i gwałtowny. Jak się to stało, niepodobna w paru słowach wyjaśnić. Coś zachwiało się, pękło i runęło w gruzy. Widok poniszczonych zagród chłopskich szczególnie oddziaływał na wyobraźnię obserwatora. Nie była to litość, ani współczucie, — species tristitiae“, jak takie uczucie nazywa Damascensis, — lecz jakby głęboki, czynny wstyd. Wstyd pieniężnika, bogacza, pana w obliczu mizeryi, na którą trzeba patrzeć z założonemi rękami. Pan Granowski wiedział przecie najdokładniej, w jaki sposób dokonywa się nabywanie prawa posiadania ziemi i wszelkiej innej własności. Wiedział również, w jaki sposób zużytkowuje się owoce tego prawa. Obszedł już w ciągu wielu lat mniej więcej całe granice tych rozległych dziedzin. Przynajmniej widział ich zarysy. Miał dosyć. Nuda ziewała ze wszystkich obszarów zbytku i wlokła się w dal poza ich miedzami. Teraz do nudy przyłączył się niecierpliwy, nieznośny wstyd. Obmierźle było patrzeć na chłopską niwkę, na nędzny szczyr piaskowy i niegdyś — chałupę, siedlisko człowieka, oraz niegdyś — chlew, siedlisko prosiaka, — na kupę