dawniej między nami nad Nidą w plutonie zmowa, iż, wzięci do niewoli, będziemy mówić, żeśmy rosyjscy poddani. Dla fanfaronady, dla szukania sławnej, bohaterskiej śmierci, dla rumoru na całą Polskę. Ale teraz powiesz całą prawdę: jesteś rodem z Galicyi, z miasta Stanisławowa, nazywasz się Wiktor Piekoszewski.
Jasiołd siedział ze zwieszoną głową nieruchomy i niemy. Krzyż jego był tak zgięty w zupełny pałąk, iż twarzy nie było widać, tylko sam wierzch czaszki, pokryty zwichrzonymi włosami. Pan Granowski mówił coraz goręcej, zachęcony, jako dobrą oznaką, tem jego milczeniem:
— Zażądasz przesłuchania i tyle tylko powiesz. Pamiętaj: jesteś ze Stanisławowa, nazwisko Wiktor Piekoszewski, syn urzędnika ze starostwa. Będziesz miał taki paszport, ja go już trzymam w ręku. Słyszysz, co mówię? Powiesz tak?
— Nie powiem! — wyszedł głos z ust, zwieszonych kędyś na wysokości serca.
— Dlaczego? Włodziu!
— Dlatego, że ja jestem skaut. Zastępowy w siedleckim plutonie. Nam skautom kłamać nie wolno.
— Zastanów się! Włodziu!
— Na mnie teraz całe polskie harcerstwo polega i patrzy.
— Jużeś wszystko zrobił, co skaut powinien był zrobić. Ja ci na to honorem przysięgam! Ja ci przysięgam na Boga!
— Czegóż pan jeszcze chcesz ode mnie?
— Spełń to, co ci mówiłem! Spełnisz?
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/360
Wygląd
Ta strona została przepisana.