Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To ja wiem, że jest wojna. Ale gdyby mię od tego obiadu pociągnięto na suchą gałąź, tobym i tak tych, jak to pan mówi, „myśli“ nie zataił, zdania nie odmienił!... — zaperzył się młody.
— No, ja tam tego, co pan powiedział, wcale a wcale nie słyszałem. Nic tu nie mówiliśmy politycznego, a lepiej przecie milczeć, niż wisieć... — łaskawie i wesoło rzekł Śnica.
Piękna pani, ku niezadowoleniu porucznika, znowu głos zabrała:
— Chwała Bogu, że się rządzisz wzniosłemi zasadami. Wciąż tak mówisz, jakbyś się kiedyś tam, w samym gdzieś środku i ogniu tej wojny narodził, jakbyś sam jeden wiedział, co jest wojna, jak jest na wojnie, co za prawa wojna stanowi, — no, — no, i tak ciągle w kółko. A przecie i ty jesteś taki sam nowicyusz, uczeń dopiero, praktykant w tej rzeczy, jako i wszyscy, którzy to wszystko pierwszy raz widzą.
— Nawet taki, jak ty?
— Ja jestem kobieta, więc nie wojuję.
— A więc ci, co wojują, wiedzą, co to jest wojna. Prawda?
— Dowiadują się z dnia na dzień...
Pan Granowski przysłuchiwał się tym dyalogom i przypatrywał twarzom osób bardzo uważnie. Na jego obliczu malował się wyraz głębokiej powagi. Gdy nastała chwila nieprzyjemnej ciszy, milioner wtrącił się do rozmowy, zwrócony do Jasiołda:
— Przepraszam, że, obcy człowiek, przymówię się i ja. Ale chwila jest tak osobliwa, że nawet ludzie obcy sobie stają się mentorami i słuchaczami. Muszę