Rozwarła nogami drzwi do uroczej swojej sypialni i dotaszczyła go na łóżko. Na jej straszliwy krzyk przybiegła służąca i wnet leciała na miasto, szukać pomocy.
Ryszard niewiele już wiedział. Krew jego zalewała ziemię i całe łóżko. Nic go to nie obchodziło, tylko prosił, żeby się nie gniewała. Nieopisane czuł szczęście na widok Xenii. Chciał jej wszystko powiedzieć... Ta krew z ust jakości nacichła, gdy na wznak leżał. W nosie zasychało. Ciężar tylko bezmierny, istne kowadło na piersiach. Xenia upadła przy łóżku. Jej włosy taplały się w mokrych zalewiskach i kałużach krwi na atłasie kołdry. Całe jej ręce były czerwone. Biła głową o metalową poręcz łoża szczęścia.
W korytarzu zduszony męski głos. Wtargnął do pokoju wysoki mężczyzna. W drodze zrzucał z ramion paltot, surdut, kamizelkę i ciskał służącej. Na gwałt odwijał rękawy koszuli. Obydwoje z Xenią poczęli ściągać z Ryszarda mokre do nitki ubranie. Lekarz rozkazywał. Ona biegała, w skok podając, co kazał. Miednicę z wodą, nożyczki. Darła bieliznę na pasy płócienne. Ściągnęli wreszcie, pociąwszy na szmaty, odzienie i bieliznę z Ryszarda. Leżał nagi. Znaleźli dziurę od kuli powyżej i z boku łopatki, drugą nizko, między żebrami. Zawiązywali te rany bandażami. Krew z ust przestała płynąć. Lekarz coś szepnął. Xenia przypadła ustami do zwieszonej ręki męża... Przyszedł drugi lekarz, wiekowy. Później jeszcze trzeci. W korytarzu wszczął się gwar. Ludzie. Pełno ludzi. Twarze we drzwiach, głowy
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/240
Wygląd
Ta strona została skorygowana.