Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz właśnie widok owych biedaków pociągał, żeby zobaczyć i szerszą reprezentacyę. Żal mu było nade wszystko tamtej szewcowej. Niechże jej, — do licha! — „partya“ da na wyjazd... Nadto przyczyniła się do decyzyi pewna jeszcze okoliczność. W ciągu owych paru dni odbyło się jedno z zebrań obywateli zamożnych, które od jakiegoś czasu urządzano w Krakowie. Na te narady spraszani byli ludzie co najzamożniejsi, włącznie aż do magnateryi. Perorowano tam o konieczności wszczęcia w Galicyi przemysłu i mędrkowano nad sposobami znalezienia kapitałów. Waśnie na ostatniem z tych zebrań Nienaski wygłosił płomienną oracyę o konieczności czynu, którego społeczność oczekuje od wielkiej szlachty i arystokracyi. Słuchało go w skupieniu kilkunastu gentelmanów, którzy, razem wzięci, wyobrażali prawnych przedstawicieli kilkudziesięciu milionów koron. Gadanina Ryszarda trafiła na twardą opokę serc i rozumów. Nikt nie poparł jego wywodów. Chwalono jego usiłowania, kadząc mu, ile wlezie, za to, co zrobił i co robić zamierza, przytakiwano grzecznie i obłudnie w dyskusyi ożywionej, „która się wywiązała“, ale o wzięciu udziału finansowego w tych tam zamierzeniach nikt ani pisnął. Zabrawszy jeszcze raz głos, Ryszard Nienaski począł mówić ostrzej. Wskazywał na grzechy szlachty poznańskiej, litewskiej i ukrainnej i domagał się poparcia przynajmniej tej sprawy narodowej. Odpowiadano mu również ostrzej, dowodząc, że obfitość taniego robotnika jest dobrodziejstwem dla obywatelstwa danego kraju. Tamując ruch proletaryatu na roboty, tudzież niwecząc za-