Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choroby, wlepiła w przychodnia i, wciąż ruszając wargami, jakby pokrzykiwała bez wydania głosu, — przypatrywała się każdemu gestowi i poruszeniu. Nienaski doznał bardzo przykrego wrażenia na widok tej kobiety. Zwrócił się do gospodarza ze słowami:
— Pan majster Dąbrowski?
— Tak jest, do usług...
— Mam naznaczone pańskie mieszkanie w papierze który mi nadesłano, jako miejsce, dokąd mam przyjść. Nazywam się Nienaski. Przyszedłem.
— A! — mruknął szewc, rzucając na żonę spojrzenie.
— Przyszedł pan... — zaczęła mówić, ale szeptem, i bo jej widać gruźlica głos wyjadła.
— Jak pani widzi.
— To dobrze, że pan przecie przyszedł.
— Dobrze? Dla kogo?
— Dla sprawy.
— Tak? Czekam.
— Teraz? My tu sami, ja, żona, — zaambarasował się szewc. Stał, drapiąc się w głowę.
— Więc cóż? — spytał Nienaski.
— Towarzyszów tera niema, bo to nie pora.
— Może ich państwo zwołacie. Ja mogę poczekać.
— O teraz nie ta pora! — podjęła swym skrzeczącym szeptem niewiasta.
— Co mam robić?
— A to pan się nie bał przyjść?
— Nie boję się chodzić do ludzi. Możebyście mi państwo wytłomaczyli, o co to sprawa?