Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bezsilnie potwornego wężowiska uczuć, wspomnień, widzeń! Lecz nie mógł umrzeć. Miał przecie w ręku zapisane miliony. Musiał żyć. Posiadał na wybrzeżu wielkie tereny, które należało przebiegle sprzedać. Z wielkim zyskiem. W takim celu przecie przyjechał do tego miejsca. Na zawrocie zatoki, która się poczynała w kierunku wielkiej latarni w Coubre, porwany został znagła przez nową rozpacz, przez zamieć żalu, przez wicher przerażenia. Zlazł na dół, na plażę i szedł po mokrym piasku, w ciemności. Fale przychodziły z oceanu, płytkimi szły zagony, plącząc się u jego stóp, garnęły na wybrzeże piany i huczały, jak otchłań zemsty. Nienaski wiedział za pośrednictwem uczuć, że to jest zemsta za zemstę, której dokonał na Xenii.
Zeszła noc głucha, dzika, nadmorska. To wielkie letnisko, w którem mieści się latem „pół Paryża“, teraz, w marcu, było puste, jak gdyby wymarłe. W pozamykanych hotelach, willach i domach nie było ani jednego światła. Olbrzymie skrzydło latarni, opisujące półkole o siedmdziesięciu kilometrach promienia, przeszukiwało otchłanie i samotnie morza. Nienaski patrzał w tę pustynię, która się co jakiś czas ukazywała. Jęk rozpaczy, stękanie żądzy, żeby się zapaść w tę ciemnicę, dokąd już żadne światło nie dolata!... Nie wiedzieć o głupocie przeżyć! Nie wiedzieć o nędzy uczuć! Nie wiedzieć o źródle uczuwania! Zapomnieć! Ale z mroku właśnie, z topieli wód wychylał się niezniszczalny uśmiech bogacza, który wczoraj w korytarzu szedł obok Xenii i taksował oczyma wartość jej urody. Ten uśmiech tryum-