Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał ją, jak kobietę, jak dziewicę, jak anioła. Mógł ją posiadać i nie posiadał. Wyszedł, gdyż „chciała się położyć“. I oto! Skończone! Nie myślał nawet pokazać się jej i doznać lichej satysfakcyi.
W różnych punktach sali podchwytywano kuplety „Wdówki“ i śpiewano je chórem. Całe to zebranie poczęło się ożywiać, poruszać, jakby rozpinać. Do stolika Xenii i Neville zbliżył się mężczyzna wielkiego wzrostu, tęgi i barczysty. Ubrany był elegancko we fraku, z palcami w pierścieniach. Wyciągnął niedbale dwa z tych palców ku łysemu towarzyszowi Neville i Xenii, poczem przysiadł się do tamtego stolika. Xenia podała mu rękę z uśmieszkiem, gdy go jej ów łysy przedstawił. Zaczęła się rozmowa poprzez stół.
Widz tej sceny czekał na zakończenie, na rozwiązanie swego dramatu. Był teraz zimny i nieomal spokojny. Siedział z rękoma, nieruchomo leżącemi na kanapie, od niechcenia patrząc. Chwilami myślał, czy też będzie spał tej nocy. Ziewał, myśląc, że jutro trzeba tak daleko jechać... Rozchodzono się już z tego lokalu. Rozchodzono w różne strony. Sala pustoszała.
Xenia podniosła się pierwsza. Za jej przykładem poszedł wysoki jegomość. Zdarzyło się, że minąwszy salę pierwszą, przechodzili we dwoje obok Nienaskiego. On, niepostrzeżony przez Xenię, mógł widzieć uśmiech tego człowieka, spojrzenie, ogarniające ramiona, piersi i całe ciało Xenii. To spojrzenie ukamienowało miłość. Obojętnie już teraz patrzał, jak dwie pary wychodziły z restauracyi. Było mu praw-