Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/084

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    — Czy przyjaciel, tego nie wiem. Ale że salonikowy warszawiak, to pewna. Polak! — mruknęła z odrazą, jakoś głębią krtani.
    — Pożegnam panią za chwilę... Tylko chciałbym dowiedzieć się o adres. Najlepiej będzie odesłać to pocztą? Prawda?
    Miała teraz oczy spuszczone i złość w pobladłej twarzy. Po chwili wstrząsnęła głową i rzekła, patrząc gdzieś na bok:
    — Nie jestem ciekawa tej przesyłki. Niech ją pan zniszczy; albo komu daruje.
    — A, nie! Ani niszczyć, ani darować samowolnie cudzej rzeczy nie można. Skoro pani przyjąć jej nie chce, muszę zwrócić ją pani Topolewskiej.
    — To niech jej pan zwróci!... — dorzuciła z wrastającym gniewem.
    — Będzie to dosyć kosztować, a także kłopotliwe.
    — Dobrze! Proszę odesłać do mnie. A co tam jest takiego?
    — Pani! Ja nie wiem.
    — Proszę odesłać na rue Blanche Nr. 23. W podwórzu, na pierwszem piętrze.
    — Rue Blanche 23, w podwórzu, na pierwszem piętrze... — powtarzał kilkakrotnie pilnie, z rozwagą.
    — Adres położyć na nazwisko pani, czy na nazwisko tego pana, z którym panią widziałem w Folies Bergeres?
    Twarz jej zwolna pokrywała się różem, ponsem, szkarłatem. Niema, wzburzona wewnętrznie, a udająca wesołość szła obok niego kilkadziesiąt kroków. Nie spodziewał się zapytania, które w końcu usłyszał: