Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprzedaży wcale nie będzie posiadał. Pojutrze, jak ci oto wszyscy, nabędzie papiery, żeby je znowu przed terminem dostawy odprzedać, — odstąpi akcye, które dopiero przed dostawą kupi, — osiągając zyski na zmianach cen. Przelotnie, pobieżnie, jakby wtórnie poza swą myślą główną, rozważał teraz konieczność wejścia do jakiejś szajki sprzysiężeń haussier’ów, albo baissier’ów, — konieczność poznania metod układu min i kontrmin giełdowych. Miał wreszcie ze sobą tyle pieniędzy, że już dziś mógł rzucić się na jakoweś interesy premiowe, kupować akcye, zgóry uiszczając nadpłatę kursu. W ten sposób, gdyby kurs był niedogodny, lub nic nie wart, będzie miał prawo zrzeczenia się nabycia, lub bezpiecznej sprzedaży na dostawę. Miał tyle ze sobą pieniędzy, że mógł nawet płacić zadatki na przepadłe dla zawarcia jakichś umów spekulacyjnych. Ślizgał się myślami po tych właśnie spekulacyach, tak mu dotychczas obcych. Myśli poślednie o nich i wzgardliwe miały się teraz stać siłami najgłówniejszemi, czynnością stałą i celową, ponad wszystko wyniesioną. Oglądał je w sobie ze śmiechem, jako wrogie najście zwierzęcych żywiołów. Z przymkniętemi powiekami słuchał huku zewnętrznego i płaczów wewnętrznych. Miało się to teraz jednoczyć w pospolitość, w zdrową codzienność. Dźwigał przeciwko swej niemocy taran taki, albo owaki, któryby ją skruszył u podstawy. Zabije nim ową Xenię! Lecz niemoc żalu była mocniejsza, niż wszelka zewnętrzna i wewnętrzna siła. Przeciw niemu występowały tylko wyrazy i wyrazy...
Znowu przelotne widziadło oczu jej, patrzących