Czyż mogłem tyle złego narobić? Czem? Czy odebrałem panu żonę?
Nie odebrałeś mi pan może jej ciała, bo na to jest jeszcze za uczciwa, — albo jeszcześ jej pan nie zdołał swemi wybiegami zdeprawować, — ale zabrałeś mi jej duszę!
To pan z kolei odbierz mi tę jej duszę, jeżeli czujesz się jej godnym.
Nie umiem! Nie umiem, przemądrzały profesorze, znakomity kuglarzu, świetny apostole frazesów o względności wszystkiego. Jestem prosty, jak dąbczak w lesie, głupi, jak pień, prostolinijny, ordynarny, wiejski belfer.
Czy pan sądzisz, że ja specyalnie na pańską żonę zastawiałem sieci moich frazesów, czy na nią wyjątkowo polowałem zapomocą kuglarstw ideowych?
I tego nie wiem. To jedno jest dla mnie jasne, jak ten dzień, oczywiste, dotykalne, że od zeszłego roku zmieniła się zupełnie. Inny człowiek! Żyje tu, pracuje, uczy w szkole, mieszka ze mną, opiekuje się dzieckiem, nawet jest dla mnie wierną żoną, ale to już jest inny człowiek. Obcy człowiek!
Zdarza się to nieraz. Zdarza się...