Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cami dzikiego wina. Nawet starodawne, kamienne ławki lśniły się od mchów zielonych i miękkich. Park leżał dość nisko, między murami, pełen był wilgoci i chłodu. Olbrzymie drzewa rozpościerały nad jego wnętrzem cień taki, że w dnie bardzo upalne było tam chłodno, niby w podziemnej jaskini. W zakątkach krzewy bzu i czeremchy skupiały się w niedostępne gąszcze albo rozrosły w klomby. Szeregi młodych grabów tworzyły ulice, prowadzące do ławek ustronnych. Jedna z takich jasno-żółtych dróżek szła, skręcona w półokrąg, do źródła. Z pod rozwalonego muru wypływała tam przez kamienne gardło Fauna struga czystej i zimnej wody, zlatywała do wielkiej misy, wyciosanej z piaskowca i ginęła w jej wnętrzu. Ze środka tej misy, zawsze pełnej po brzegi, wznosiła się ładna kolumna z urną na szczycie. Marmurowe stopnie, które prowadziły do źródła, samą czarę, rzeźbione ornamenty kolumny i urnę powyżerał, wyszczerbił i okrył rudawą pleśnią czas nieubłagany. Przez środek rezerwoaru biegły dwa grube zgięte i zardzewiałe pręty żelaza. Niegdyś zapewne stawiano na nich konwie i wiadra, kiedy z tego miejsca wolno było czerpać wodę. Później korzystały z nich tylko wróble, dzierlatki, pliszki, srokosze, makolągwy. Siadały bez trwogi pod samym prądem lecącej wody i chwytały wprost z niego krople, rozwierając dzióby, jak można najszerzej.
Ugasiwszy pragnienie, przesiadywały tam długo, ze zdumieniem wpatrując się w odbicia swych postaci, widzialne w głębi czary, na tle misternej tkaniny mchu wodnego i ciemno-brunatnych osadów. Źródło mieściło się na placu o jakich dwudziestu krokach średnicy,