Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jechał z pola Wzorkiewicz i bardzo życzliwie, bez cienia urazy, witał swoję teściowę. Podano kawę i wszyscy zgromadzili się na ganku. P. Zabrocka wystosowała do Wzorkiewicza gorące słowo przeproszenia za to, że ma zamiar narzucić mu «kozaka», (jak nazywała pannę Teresę), i Tugendkę na cały dzień następny, gdyż te obiedwie postanowiły skorzystać z bytności p. Ulewicza i zwiedzić razem z nim ruiny zamku w Krzywaśnem. Ponieważ zaś «stary» zapowiedział, że koni dalej jak do Wrzecion nie da za żadne skarby tego świata, uradzono tedy prosić chociażby o najlichszą furmankę jego, pana Wzorkiewicza. Obiedwie panny, a nawet pani Natalia — zaczęły się łasić do nieszczęsnego Wzorkiewicza i w krótkim czasie wytargowały furmankę, która miała się składać z czterech koni, zaprzężonych do wozu drabiniastego. Wskutek tej decyzyi panny miały zanocować we Wrzecionach. Nad samym wieczorem matka rodu odjechała, zostawiając najmłodszą córkę na opiece p. Natalii. Zaledwie bryka radostowska zniknęła na zakręcie drogi wszyscy, z wyjątkiem Wzorkiewicza, wpadli w szalenie świetny humor. Dla Kuby były to chwile upojenia. Chodzono do późnego zmroku po ogrodzie, prawiono komplementy, hałasowano i bawiono się na obraz i podobieństwo dzieci.
Nadeszła jednak chwila tragiczna: trzeba było udać się na spoczynek. Pannie Teresie i jej towarzyszce posłano w pokoju bawialnym, jednej na sofie, drugiej na szerokiej kanapie. Kubuś zazwyczaj sypiał w pokoju stołowym, przylegającym do owej bawialni. Tego wieczora jednak posłano mu aż w kancelaryi i sypialni zarazem Wzorkiewicza, na końcu dworu. Gdy