Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

on zacznie szeptać, to zrobię taki skandal, że tu wszyscy wylecicie, jak z procy.
— Bolszewiku!
Pani Laura usiadła na swem miejscu właśnie wtedy, gdy wtoczono do sali balowej na ruchomym fotelu pana Storzana. Ubrany we frak, biały krawat i kamizelkę, uczesany i swobodny gospodarz Odolan robił głębokie wrażenie na swem łóżku ruchomem, z bezwładnemi nogami, okrytemi lekkim szalem. Całe towarzystwo skupiło się obok niego. Wrzucając wciąż i wypuszczając monokl z oczodołu, pełnego ciemności, pan Storzan witał wszystkich dawnym eleganckim gestem i miłym uśmiechem. Poruszał rękoma i zdawało się, że szasta znieruchomiałemi nogami.
— Cieszę się, — mówił do dam, które go otoczyły, — że na tem dzisiejszem zebraniu mogę służyć przynajmniej za jego emblemat, za symbol?
— Jaki? Jaki emblemat? Jaki symbol? — dopytywano się ze wszech sron.
— Jestem emblematem tych wszystkich »kadłubków«, których ta zabawa ma wesprzeć. Proszę o kieliszek...
Pan Storzan ujął kieliszek, który jeden z sąsiadów podał mu niemal na klęczkach, drżącemi palcami objął jego wysmukłą nóżkę, z trudem podniósł go do góry swą suchą ręką i z wytwornym uśmiechem, pełnym w tej minucie skupionego, jakby symbolicznego cierpienia, rzekł do otaczających:
— Piję za zdrowie bohaterów naszej ziemi, którzy w obronie jej wolności, w obronie naszej wolności, potracili ręce, albo nogi!

236