Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, od czegóżby była Laura? Romantyczne macie imiona w okolicy.
— Et, to bogaty nuworysz. Ma ci śliczny majątek. Suchołustek, nadto para się przemysłem, handluje. Bogacz. Spryciarz pierwszej klasy. Nie mogą się tak zaraz pobrać, jakby on pragnął, bo matka Kościenieckiego mieszka w Leńcu. Interesa są powikłane. Kościeniecki z pierwszą swoją żoną miał dwoje dzieci. Te dzieci mają pretensye i prawo do części majątku. Ona sama nie może spłacić ani matki, ani tamtych dzieci. I tak dalej. A temu Barwickiemu pachnie także i Leniec, boby wszedł między solidne towarzystwo... Jak się to hycel do niej podsadza! Widzisz ty?
— Ejże, Hipeczku, czy tylko żółta zazdrość przez twe usteczka się nie sączy!
— Ja? Do tej Laury? Nie! Baba, jak malowanie... To prawda. Ale mogę wytrzymać.
— Szczerze mówisz?
— Tobie bym, bracie, szczerze nie powiedział! Wiesz, jak to ten moskiewski ofik mawiał w takich razach...
— Wiem, wiem!...
Ach, jakże piękną była dróżka, dwukolejka, którą jechali! Nic w niej, co prawda, nie było szczególnego. Tu i tam, zapomniane przez ludzi, nienagabywane z braku czasu, rosły na niej tarki i głogi, najeżone srogimi kolcami. Głogi miały teraz na sobie owoc swój różany, o kolorze piękniejszym, niż najwdzięczniejsze usta kobiece. Rosły półkolem, zagajem, wśród kamieni, które z pola praszczury parobków, te niwy orzących

170