Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na głowę swoją sypał, płacząc i narzekając mówił: czemuż mię Pawle opuszczasz? Czemuż odchodzisz niepożegnany? Tak nierychło poznany, tak prędko odchodzisz... Powiada potem błogosławiony Antoni, iż z taką prędkością ostatek drogi bieżał, iż jakoby ptak przeleciał. I słusznie. Bo wszedłszy do jaskinie, obaczył klęczące, z rozciągnionemi do góry rękoma, ciało martwe. A tak obwinąwszy i z jaskinie wyniósłszy ciało, pieśni także i psalmy według podania chrześcijańskiego prześpiewawszy, frasował się Antoni, że gracy, którąby wykopał ziemię, nie miał. A mieszając się różną umysłu burzą i sam ze sobą uważając, mówił: jeżeli do klasztoru chcę wrócić, trzy dni drogi jest, jeżeli tu zostanę, nic dalej nie pocznę. Niechże tedy umieram, jakom zasłużył, i przy Twoim padłszy, niewolniku, Chryste, niech ducha ostatniego wyleję. To gdy sobie w głowie roił, a oto dwa lwy z głębszej pustynie zbiegłszy, z rozczochranemi na karkach grzywami przylatują, których obaczywszy naprzód zląkł się, a znowu do Boga ducha podnosząc, jakoby ciche gołębie obaczył. A oni prosto do ciała błogosławionego starca przybiegłszy, zastanowili się, i przychlebiając się ogonami, przy nogach jego ulegli, głosem rycząc wielkim, tak, iż rozeznał, że płakali, ile mogli. Potem niedaleko poczęli ziemię nogami drapać i, piasek na przemiany wyrzucać, prawie na jednego człeka miejsce wykopali. I zaraz, jakoby o zapłatę za pracę mieli żądać, robiąc uszami i nachylając karku, do Antoniego poszli, ręce jego i nogi liżąc. A ów zrozumiał, że go o błogosławieństwo prosili».
Gdy Raduski czytał ostatnie wiersze, rzucił okiem