Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzykiem wolności — avi fuerza! — z hasłem odwiecznych, a niezliczonych rokoszów twoich. Niezwyciężona, siempre eroica — spodlałaś i ty! Leżysz nareszcie w gruzach, a gardziel twoja w pętlicy...
Wysłany po rozkazy maréchal des logis wrócił z rozkazem udania się na kwaterę do skasowanego klasztoru świętego Tomasza. Oddział ruszył tam niezwłocznie i rozłożył się po pańsku w obszernych refektarzach i licznych celach. Wyborowe stajnie pomieściły wszystkie konie. Oficerowie i żołnierze poszli wnet spać, od tylu czasów po raz pierwszy bezpiecznie i spokojnie.
O zmroku Cedro nabił swe pistolety, wysoko przypiął szablę i sam jeden poszedł w miasto. Bił deszcz, wicher ze świstem i wyciem leciał ulicami. Bramy były pozamykane, sienie puste. Tylko gdzieniegdzie przesuwał się człowiek, z uszami i oczyma zawinięty w opończę. Biały płaszcz, który był Krzysztof przypadkowo zarzucił, zwracał uwagę tych nielicznych przechodniów. Ten i ów z nich stanął w biegu i wiódł oczyma białą postać. Charczące słowo, jakoby zgrzyt ostrza puginału, który z pochwy wyciągnąć się nie da dla zakrzepłej na nim w rdzę krwi — goniło go wskroś mroku:
Carajo!
Ułan nie zwracał na te głosy uwagi i nie raczył skierować głowy, by dostrzedz, kto nań w ciemności szczeka.
Szedł, zawinięty w swój płaszcz, zadumany. Widział w marzeniu Olszynę i Stokłosy, dom rodzinny, ojca, Mery i Trepkę. Przywiózł im gościa z dalekiego