Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



SZANIEC.

Drobny deszcz siał bez przerwy na zieloną już nizinę Wisły. Sosnowe lasy zapachniały wiosennym oparem. Brzoza miękką i lotną mgiełką się zdała między sosnami Mazowsza. Bataliony dwunastego pułku piechoty pod wodzą pułkownika Weyssenhoffa, drugi pułk jazdy i dwa działa artyleryi konnej, wszystko pod władzą naczelną Sokolnickiego, chyłkiem a lekko dybały z pod okopów Pragi na Świder. Kolumna ta, która bagnetem pułku Weyssenhoffa zdobyła wioskę Grochów, najeżoną austryackiemi działami, wyszedłszy z Radzymina 29 kwietnia, prawie bez przerwy szła forsownym marszem wzdłuż Wisły, starodawną drogą na Gocław, Lasy, Zerzeń, Miedzeszyn, Falenicę i Świdry Dalsze. Lasy były puste, piaski zdeptane przez ustępującego Austryaka, porznięte od kół armatnich. Nikt nie wiedział, jaką siłę nieprzyjaciel przerzucił na prawy brzeg Wisły, czy miał gotowy most, czy tylko przewiózł część wojska na krypach. Chłopi z Falenicy nie umieli nic powiedzieć. Po wiórach świeżych, gęsto w rzece płynących, rybacy nadbrzeżni wnosili, że most chyba