Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie bose dziecko, wyrzucone pode drzwi. Chore było na jakieś krosty. Wyrwane z legowiska, drżało, oparłszy się plecami o zmurszały słupek płotu. Przyciskając kolano do kolana, przestępowało z nogi na nogę w fioletowem błocie gnojówki. Zamglony, zadymiony od gorączki wzrok jego skierował się na Rafała. Spalone usta wydawały nieznośny dźwięk. Na progu innej chaty stare babsko z nieustannym jękiem pakowało pierze w rozdartą pierzynę, co chwila chwytając się oburącz za ogłupiałą głowę. Tam chłop biegał w dyrdy za wioskę, wynosząc swe bety, tam wytaczano beczułki z kapustą, wynoszono worki, zdzierano co nowsze poszycia ze strzech i wiązano je w snopki.
Kiedy wypędzono już sprzężaj i gadzinę, wyniesiono z chałup, co tylko się dało, chłopi zaczęli rozgradzać płoty, wyrywać kołki, wrzeciądze, zawiasy...
Kompania piesza przeszła wzdłuż ulicę wioski. Oficer, prowadzący ją, zabronił chłopom ruszać się z miejsca. Każdemu polecono mieć w ręce rydel, łopatę, widły, siekierę.
Uszykowani w szereg czekali. Tłum bab, dzieci, zwierząt i ptactwa eskortował odrębny patrol, wydzielony z kompanii, w kierunku Falent Małych przy drodze ku Piasecznu. Był już dzień jasny, kiedy szlochający gwar oddalać się zaczął i wolno zacichł. Na drodze, w kałużach rozmazanych przez wojska leżały resztki gratów, włóczyły się korowody pierza. Tam i sam wędrowała zdziwiona, osierociała kura. Połamane płotki przed chatami odkryły lechy ugracowane już i zasiane w ogródkach.
Rafał przeleciał jeszcze raz wzdłuż całej wsi, zaj-