Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

barykadę. Spostrzegli ich obrońcy i przywitali strzałami, nim do podnóża barykady przypaść zdołano. Zarazem ocknęła się ulica. We wszystkich oknach na górze i dole, przed nimi ukazały się głowy i lufy. Huknęły strzały dym zaciągnął ulicę. Obrońcy barykady zeskoczyli z niej kilku susami i zwarli się z woltyżerami. Przez górne otwory okien zaczęli wyłazić ludzie starzy, baby z siekierami, z tasakami, ukazywały się pięście, błyszczące od sztyletów, i białe wyszczerzone zęby. Żołnierze polscy utworzyli maleńki czworobok, najeżony bagnetami. Woltyżer, stojący w środku, pchnął drzwi, przy których stał. Otwarły się z trzaskiem przymknięte połowy. Ujrzeli za sobą wązką sień i ceglane schody, prowadzące w górę. W mgnieniu oka wśliznęli się czworobokiem do tej sieni i zwrócili wszystkie bagnety w ulicę. Dwu nabijało broń, pięciu woltyżerów i szósty Cedro nie odejmowali kolb od szczęki.
Utworzył się za chwilę dokoła tej sieni zator ludzki z obudwu stron. Cedro był na froncie czworoboku, stał na progu i osłaniał kolumnę. Tuż za progiem od strony wschodniej, więc od strony ulicy Engracia i niezdobytej jeszcze barykady, wysoki, czarny dom występował w uliczkę grubą skarpą na jakie półtora łokcia. W tym to występie były na wszystkich piętrach okienka jedno nad drugiem. Było także okno na dole, zamurowane do połowy. W górnym otworze, który Cedro mógł widzieć, bo znajdował się w linii jego strzałów, a na odległości co najwyżej dwu luf karabinowych ukazywała się raz po raz głowa. Dym stamtąd buchał. Wziąwszy w ręce nabity przez kamrata karabin, Krzysztof uważnie zmierzył w to okno. W tej samej