Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Paniczu! chodźwa se oba... Z was będzie rycerz. Przeciem widział waszą jazdę i złożenie. Od maleńkości woma noga stawała w strzemię. Zmarnują waju te guwernery.
— Niema strachu.
— Jakem spojrzał na ubiór tamtego kamrata, na moderunek, na pałasz — Marya!
— No?
— Takie same mają barwy, jakie my jeszcze w 1802 roku we Vigevano dostali, granat z żółtem. Czapka na łbie wysoka, granatowa, sukienna, pikowana. Przy niej białe kordony. Kita! Tyla! Na froncie ma półsłońce z orłem.
— Z jakim?
— A dyabli go ta wiedzą z jakim!
— Z francuskim, bo to przecie nie polski pułk.
— Juści pewno, że z francuskim, bo ze skarbu cesarskiego będą dzień dnia dziesięć su lenungu brali. Orzeł, mówię, a nad nim dwie lance skrzyżowane. Ten jeszcze mój komiliton był z kompanii grenadyerskiej, to miał przy czapie kitę czerwoną, jak ogień. Kurtka na nim granatowa, Panie święty, jak ulał, a wyłogi, rabaty, wypustki i lampasy na paradnych spodniach precz wokół żółte. Guzików ma u kurty dziewięć okrągłych a wypukłych. Huzarskie im tera guziki dali, odmienne od naszych dawniejszych. Spodnie paradne ma do samych kostek, na buty wykładane z dwoma lampasami żółtymi, a na codzień ma ci znowu szare rajtuzy z jednym lampasem granatowym. Codzienne rajtuzy wdziewamy, powiada, zimowym czasem, na tamte paradne, a zapinają się z boku nogi na ośmnaście gu-