Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnieżne, i cała ziemia utonęła w kurniawie. Kiedy tak rwali z kopyta i kiedy właśnie z moczaru wypadli na trakt starogardzki, raptownie — tętent — krzyk:
— Bij! zabij!
Dragony wyrwały szable i w bój! Rafał co tchu w piersiach szarpnął rękę, wydarł się, sięgnął w mgnieniu oka po pistolet i pierwszemu kawalerowi z brzega huknął w łeb, przyłożywszy otwór lufy niemal do ucha. Szarpnął wodze, ostrogi w bok, wykręcił na miejscu i piersiami końskiemi uderzył w najbliższego Niemca. Dym zasłonił mu obrót sprawy. Wypadł ze środka. Za nim wrzała utarczka. Prusacy rozpierzchli się, słychać było szczęk walki i chlustający plusk wody po błoniu. Olbromski nie oglądał się poza siebie. Gnał pustkowiem, aż zdało mu się, że cała łąka pierzchła pod jego koniem. Dopiero w przyległym lesie wstrzymał się i Stanął. Koń jego robił bokami. Zgrzany od ognia, trwogi i biegu dymił się teraz kłębami pary. Sam jeździec mokry był, jakby ze stawu wylazł. Serce waliło mu w żebra, jak dobosz w bęben. Wrzawa jeszcze trwała. Słychać było w lasach i mgle od Starogardu piorunowe łoskoty strzałów i ciągłe echa leśne, jakoby posępne jęki puszcz. Po długiej chwili nasłuchiwania Rafał stwierdził nareszcie z radością, że gwar cichnie i znika w oddaleniu. Wtedy wolno ruszył przez las i po długich błądzeniach dotarł do jakiejś wioszczyzny. Tam życzliwie przyjęty od włościan powziął wiadomość o drodze do Peplina i trafił do swego szwadronu. Gdy przybył na miejsce, z niemałą radością dowiedział się, że jego trzej towarzysze wraz z trębaczem są już na miejscu, odbici z niewoli przez podjazd mło-