Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przed zachodem słońca wyszli obadwaj dla przyjrzenia się okolicy. Stojąc na wzgórzu, widzieli przed sobą za rzeczką Przemszą rozległe niziny leśne, które przedziela fala wzgórz, ginących w siwem oddaleniu. Słońce już gasło, a poziome jego rzuty złotem i czerwienią oblewały całą tę daleką, jałowcową niwę. Obadwaj młodzieńcy zadumali się, patrząc w ten kraj, pierwszy raz widziany, który mieli teraz przemierzyć krwawymi krokami. Głuche, zagmatwane przeczucia grały w każdym z nich, niby ułudny głos muszli, na który darmo ucho nastawiać...
O zmierzchu zwiedzili kuźnice niemieckie, założone niedawno, i cichaczem wrócili do swej stancyjki.
Nazajutrz, skoro świt, puścili się najętą furmanką w drogę do Siewierza. Przybywszy do tego miasteczka, według zlecenia komendanta placu w Mysłowicach, poczęli dopytywać się o mieszkanie komendanta placu miasta Siewierza, kapitana Jarzymskiego. Nazwisko nie było Rafałowi obce. Tajona nadzieja mówiła mu, że spotka w komendancie kolegę z liceum. W lokalu tego dygnitarza dowiedzieli się, że kapitana można widzieć dopiero o jakiejś godzinie południowej, gdyż obecnie pogrążony jest we śnie. Radzi nieradzi poszli w miasto. Zwiedzili stary zamek biskupów krakowskich, sypiący się w gruzy... W pobliżu ruin usłyszeli zgiełk wojskowy i, wdrapawszy się na pewną wysokość, spostrzegli jazdę, odbywającą ćwiczenia. Pobiegli tam co tchu. Krzysztof teraz się dopiero ożywił. Była to chorągiew pospolitego ruszenia z porucznikiem na czele, nie cała, bo tylko z pocztowych złożona. Pięćdziesięciu parobków siedziało na niezłych szkapach. Mieli na sobie gra-