Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłuchaj! posłuchaj! Jest to coś fenomenalnego... Przecie ja to tysiąc... co mówię!... sto tysięcy razy myślałem...
— Co, co myślałeś? Nie krzycz!
— To samo myślałem!
— Ale co mianowicie?
— To są moje własne myśli!... Rafał! Gdybym ci to mógł słowami wyrazić, jakie to szczęście i jaki dziwny ból znaleźć swe myśli potwierdzone i wykryte, wyciągnięte z mroku!
— Jakież to myśli takie znów fenomenalne?
— Oto tu nareszcie znajduję samego siebie! Wydawało mi się zawsze, że jestem niespełna rozumu, gdym marzył takie rzeczy, a on to samo głosił tak już dawno! Już to wszystko przemierzył niewymownym rozumem. Jakże to mówi! Posłuchaj tylko... O, Rousseau, Rousseau!... Posłuchaj...
Podniósł na Rafała oczy i nagle spuścił książkę. Stropił się i w eleganckim ukłonie cofnął się o dwa kroki. Rafał, spostrzegłszy jego pomieszanie i ruchy, wstał z miejsca i obrócił się.
Stała przed nim księżniczka Elżbieta.
Nie, nie dawna księżniczka. Stała pani Ołowska dwakroć, trzykroć, dziesięćkroć piękniejsza, jako kobieta, ale nie dawna już księżniczka Elżbieta. Była to dwudziestosześcioletnia piękność, wspaniała i rozkwitła, jak najcudniejszy kwiat przy końcu wiosny.
Rafał nie mógł się nadziwić, napatrzyć tej zmianie, owemu przedzierzgnięciu się jednej formy piękna w inną, jeszcze bardziej zachwycającą. Pani Ołowska ubrana była w najmodniejszy szlafroczek jasno-cegla-