Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pozostawieniem na ciemieniu wysokiego, ufryzowanego czuba.
— Nie śmiej się z elegantów wiedeńskich, bo zostaniesz starą panną, i będziesz wtedy przed zaśnięciem ziewała siedmnaście razy grubo i trzy w wiolinie.
— Rafuś! czemu nie jesz? — wołał, rzucając się z nożem i widelcem na ulubione potrawy. — Zlituj się, nie zwlekaj, bo ja za nic nie ręczę. Mogę zjeść wszystko. Tylko jeszcze pieczone kartofle...
— Już podają...
— Myślałam, że zgubisz nareszcie w Wiedniu swe furmańskie gusta... — szydziła siostra.
— Tylko jeszcze pieczone kartofle...! Herr Je! cóż za kartofle!... Tylko w Polsce, to jest w Zachodniej Galicyi, ta amerykańska sierotka... Niemcy, jeśli wogóle jedzą...
— Później będziesz obmawiał Niemców, teraz musisz, musisz opowiadać. Już mogłeś zaspokoić głód, więc zaczynaj. Ostrzegam, że jeśli nie będziesz mówił rzeczy ciekawych, wcale nie dostaniesz ciastek od cioci Matyni.
— Opowiem wszystko, tylko dawajcie dużo ciastek cioci Matyni, dużo, jak dla chorego! Rafuś! nie żyłeś jeszcze na świecie, jeśli nie znasz ciastek...
— A propos... gdzieżeście się panowie zetknęli? — spytał stary pan.
— W Tarnowie — szybko rzekł Krzysztof. — Rafał powracał właśnie z Bardyowa, gdzie na wodach bawił z przyjaciółmi, szukając... czyż mam wyznać?
— Tu leży sekret... — śmiał się starzec.
— Ale nic sobie nie upatrzył. Niemeczki, Czeszki,