Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kało ruchome, miękkie, delikatne, żółtawe w tym blasku gałęzie, których szczyty chwiały się zwolna, stykając się i rozchodząc pomiędzy sobą. Jedna ściana domostwa i połamane linie góralskiego dachu z szerokim okapem oblane były światłem księżyca, a cały dom w mroku ginął. Na tej ścianie ubogiej światło uczyniło sobie królewski przybytek. Śniło na niej przedwieczny swój sen. Widzieli każdą, od lat zczerniałą belkę, każdy w niej cios siekiery, każdą okrągłą wypaść sęka, rysunek rdzenia i warstw drzewa. Płazy te miały teraz nie swoje barwy. Któż wie — może śniły tej cudnej nocy sen o życiu na pochyłości urwiska góry, w szumie gałęzi, w poświstach zielonych igieł, gdy huczą trąby górskiego wiatru...
— To nasza droga, nasza biała, szczęśliwa droga... — szepnęła Helena. — Tam pojedziemy. Tam jest droga, prowadząca do szczęścia...
— Patrz, a ta biała ściana domu... — mówił Rafał cicho, jakby zwierzał tajemnicę i nie chciał przerwać zaczarowanego snu ściany.
— Nie, nie! Tam...
— Przecudna, biała ściana...
Głos obojga był inny, odmienny, zgoła niepodobny. Słuchali się wzajemnie z radosnem zdumieniem, a każde słowo, każdy dźwięk spadał w tajemniczą skarbonę, jak dyament bez ceny. Woźnica skoczył na kozieł, i ruszyli dalej. Gościniec biegł teraz chyżo w dół, ku rzece lśniącej, z szumem i zawodzeniem rwącej po kamieniach. Łożysko jej, wysłane szeroko rozmiecionymi głazami, widać było z oddalenia. Nad brzegiem stały wierzby o wąskich a długich liściach, które teraz