Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żywota, zapragnął odpocząć i usnąć tęgo. Położyć, jako Jakób patryarcha spracowane i osłabłe nogi na łożu i nie wstawać już, lecz na wieki umrzeć.
Katodos Persefony!... Ale wnet wspomniał mu się inny... Tamten, dojrzałych lat, któremu grozi rozstanie z synkiem maleńkim. Patrzy nieszczęsny ojciec na białe kudełki swego jedynaka, na okrągłe rączki i nogi, na małe barki, które będą musiały dźwigać wszystką niedolę życia, wszystkie jego męczarnie, zbrodnie, krzywdy, widziane i przeżyte w ciągu ubiegłych lat. Wdycha oddech bezwonny, przenika wzrokiem krynice oczu, pięknością równe gwiazdom, świecącym po nocach. Przytula do ust jasne czołeczko; w którem przeglądają się myśli młodociane na obraz białego obłoku, kiedy stoi nad tonią jeziora w górach — do kości piersiowych przyciska główkę, jakby ją pragnął wgnieść, wprowadzić napowrót we wnętrzności żył swoich, wtulić całego w serce rozszarpane od boleści i z nim razem ujść w zaświaty, na pagórki wieczności. Widzi z pieczary swej Fortunatus nieszczęśliwego, kiedy dojrzał już śmierć, idącą ku wezgłowiu, i bawi się po raz ostatni rączkami dzieciny swojej, zlewa nań błogosławieństwo, jak mówi Pismo, piersi i żywota, a ona krekorze i gędzioli wesoło, jak ptaszek w wiosenne rano pyta się o nędzne rzeczy bieżącej godziny, nic a nic nie wiedząc, jaka to ręka nad nią się wznosi. Nie mógł doczekać piątej rocznicy urodzin swego jedynaka, jako ów Hektor, który w szyszaku bojowym syna drogiego całując i pieszcząc rękoma, mówił modlitwę do Zeusa i bogów: »Niech o nim kiedyś powiedzą: O wiele był lepszym od ojca...«