Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dla jednych było to skrytą rozkoszą, dla innych skrytą boleścią, a dla wszystkich oderwaniem się od spraw, któremi napozór żyli. Nawet starzy ludzie nad czemś głęboko dumali. Odraza i głuchy na wszystko zabójca-żal marszczył ich czoła. Cóż warte było życie całe? — mówiły te zmarszczki: — poco istnieć tyle lat, skoro się wiek swój cały spędziło bez tego, co jest wszystkiem, bez niej? Na twarzach młodzieży leżała bladość męki. Rafał uczuł, że jest w jakiemś zamkniętem kole, które sekretnie duma i z rozpaczą śni. Jakoby muzyka niedosłyszalna, tajemnicza, przepływała wskróś tego grona potęga, władza, tyrania piękności. Każdy ruch dziewczątka odbijał się w oczach patrzących, jako uniesienie. Ruchy te były niewysłowione. Odzwierciadlało się w nich wszystko życie duszy. To, co każdy człowiek chowa w zamkniętej skrzyni, u niej stało w oczach, w ustach, na czole, w drgnięciach brwi i ust Była samem weselem i dreszczem szczęścia, a biegł od niej na ludzi smutek i udręczenie.
Rafał nie widział wcale, kto siedzi przy nim. Jeszcze nie ukończył zanoszenia z sakramentalnem namaszczeniem zupy do ust, gdy wtem gruby głos zaskrzeczał tuż nad jego uchem:
— A cóż u Boga Ojca tak asan wodzisz za tą łyżką oczyma, jakbyś się bał, żeby ci jej ręka do ucha nie zaniosła?
Młodzieniec podniósł oczy i ujrzał obok siebie długie oblicze z włosami i wąsiskami, zwieszającemi się z niego, jak z buńczuka.
— Jesteś asan, jak słyszę, bratem onego, Panie mu ta świeć, filozofa z Wygnanki, Olbromskiego.