Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w lokach spadały, i wdychania zapachu wódek, któremi piękny pan był zlany.
— Mości kapitanie, przybywam powtórnie dowiedzieć się o twe zdrowie, choć mógłbym gniewać się dowoli za wstręt, jaki żywisz, a co gorsza okazujesz. Wszak nie oddałeś mi wizyty w Grudnie... — mówił książę.
— Nie mogłem w istocie być w Grudnie. Sił mam coraz mniej... — tłumaczył się kapitan.
— Czy istotnie tak źle się czujesz?
— Źle się czuję. Upadek sił.
— Ach, to niedobrze! A jakież są symptomata twej choroby? Bo na oko...
— Najbardziej widoczne symptoma to bicie krwi do piersi, do gardła, z czego częste krwotoki. Felczer z Włoszczowej krew mi puszczał kilkakroć, ale i to nie przyniosło zdrowia. Czuję po każdem krwie puszczeniu jeszcze większy sił ubytek.
— Czemu nie wezwiesz mego lekarza z Kielc jak cię prosiłem?
— Alboż to lekarz może siły wrócić?... Quand la poire est mûre, elle tombe... No, a u księcia pana co nowego słychać?
— Nic nie słychać. Nudzę się... Poluję, czasami trochę szaleję, a nadewszystko nudzę się... Często przychodzisz mi na myśl, stary towarzyszu.
— Dziękuję.
— Przeminęło wszystko! Jak nocny sen przeszło w dziedzinę śmierci. Niema nic. Pamiętasz nasze kadeckie czasy? Lekcje na szpady u Martin’a Dechamps? A Chillet i francuszczyzna przymusowa? a Kreys poczciwina z niemieckiem? A stary tancmistrz Davigni?