Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełen łaski miłosnej. Nie umiałby nikomu powiedzieć czemu, patrząc na widok czarnych rokit, gęstym zastępem wiecznie posępniejących nad wartkim nurtem rzeki, sam w sobie narzekał, błąkając się wpoprzek wszelkich ustaw rozumu.
Gdy nieraz leżał na suchych pagórkach, otaczających niskie łąki nadrzeczne, zatopiony w ciszę niezgruntowaną, i gdy w nim budziły się i rosły marzenia o szczęściu, serce męskie i myśl wspaniała, wysoko pod chmurami, dawał się słyszeć chrzęst skrzydeł bujającego bekasa, jakoby śmiech szyderczy, pełen złych zapowiedzi. Osoba Heleny znikła z jego wyobraźni, nawet wspomnienie o niej wypełzło. Została się w duszy próżnia niejasna, usadowiona poza obrębem wyobrażeń, przez którą płynęły strugi łez...
Kapitan Piotr spędzał te dni w zupełnej również samotności. Od rana Michcik wynosił mu obszerne karło pod lipy na dziedzińcu, skąd było widać całą okolicę, i ustawiał je na kobierczyku. Kapitan spędzał tam dzień cały, sennemi oczyma patrząc w przestwór. Blada jego twarz, otoczona bujnymi włosami, bez ruchu, spoczywała na dłoni. Częściej wszakże wsparta była bezwładna głowa o tylną poręcz krzesła, i oczy zwrócone w niebo. W konarach odwiecznych lip grały roje pszczół. Pachniał odurzająco subtelny, złotolity kwiat lipowy. Z rabat kwietnika, gdzie stały rzędem wątłe balsaminy, goździki, kępy bratków, biła woń rezedy.
W dali za stawem widać było łąki, okryte jeszcze trawami, które dopiero kosić zaczynano. Od młyna, nieruchomego w tej porze roku, dolatywał ciekły szmer wody, cedzącej się ze stawideł, który w zupełnej głu-