Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Osobliwie, kiedy rozeszła się po dworach plotka-domysł, tłumacząca przyczyny nocnej wycieczki Rafała i katastrofy z kobyłą, stary cześnik popadł w stan dzikiej, zajadłej wściekłości. Dom cały drżał z trwogi Przypomniano sobie ów sądny dzień, kiedy to ów starszy, młody podówczas oficerek, dopiero wypuszczony z korpusu kadetów, w sprzeczce z ojcem o świeżo ze stolicy przywiezione nowinki, gdy ten zagroził mu bizunami i kazał wołać parobków, położył dłoń na rękojeści szpady... Matka i córka chodziły teraz na palcach i usiłowały tyle już wyrobić, wygłaskać, żeby młodszy mógł przyjść w domu do zdrowia. Rany z pokąsań wilczych zabliźniły się, a straszna jakaś choroba, która z tego wynikła, gdy go napół martwego znaleziono w chłopskiej lepiance dalekiej wsi, wreszcie przeminęła. Ale wówczas dopiero zaczęło się piekło. Starzec drżał. Skrzywione jego wargi miotały przeraźliwe wyrazy, ręce ciskały w przechodzących, co się zdarzyło. Wszyscy mieli krótko i węzłowato zapowiedziane, a osobliwie matka, że skoro tylko »wyrodek« będzie mógł stać na nogach, ma się z domu wynosić na cztery wiatry i więcej nie pokazywać na oczy, aż do dalszego rozkazu. Stał już na nogach i tego też dnia miał po śniadaniu odjechać z domu. Matka słała go skrycie do owego starszego brata, który mieszkał daleko, w leśnej okolicy, gdzieś w pobliżu Małogoszcza. Biedna matka wiedziała, że i tamten syn jest ciężko chory, pragnęła tedy, wysyłając do niego młodszego, ratować jakoś obudwu. Powziąć zresztą wieść jakąś... Sama nawet pomyśleć, nawet zamarzyć nie mogła, żeby tam pojechać. Owszem musiała udawać, że do tej