Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



NA POKUCIE.

Na cztery wiatry zaocznym werdyktem wypędzony ze szkół sandomierskich, niewesoły wiódł żywot w Tarninach. Stary cześnik widzieć go nie chciał. W ciągu pierwszych dwu tygodni nie dopuszczał do ucałowania ręki, nie spostrzegał wcale jego obecności i nie mówił do niego ani słowa. Winowajca jadał obiady i wieczerze sam w narożnej izdebce, gdzie też sypiał na sienniku, rzuconym w kącie. Z rozkazu starego pana do dnia budził go podstarości Piotr i zabierał ze sobą. Szli pociemku świecić latarnią w oczy zaspanym parobkom i dziewkom, wyciągać wszelki żywioł służebny z barłogu, z pod kożucha, otwierać stajnie, obory, stodoły. Rafał dozorował, kiedy bydłu zadawano słomę i odmierzano koniom obroki, wydzielał chałupnikom, przychodzącym na pańszczyznę, oznaczone ilości snopów do młóci i t. d.
O świcie spotykał się z młodszą siostrą, Zofką, idącą w rubych butach, w krótkiej spódniczce i futrzanej bekieszy pilnować dojenia krów — i zamieniał kilka słów milszych.