Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czne dumania, długie, bezdenne, marzycielskie wspominanie spraw, których nie było wcale i nigdy, cudna tęsknota pełna łez i wołań, żeby przyszła istność szczęścia, ukryta za mgłami. Przędła się w głowie wątła myśl i nikła w sennych obrazach. Noc księżycowa, pełna białej jasności... Nad łąkami wiszą płasko rozciągnięte opary. Wpada w taki tuman mgły co sił w klaczy, zlekka tylko trzymając się strzemion końcami butów. Cudnie pachną skoszone potrawy, zwilgłe, zimne siana jesienne. Od Wisły tchnie wiklowy chłód. Zda się, że to miejsce przez które jedzie sam w nocy, to jakieś inne, obce, nieznane. Jakież to straszne miejsce! Rosa i pajęczyny bielą się w miesięcznem świetle. Cisza w głębokich wąwozach... Coś nimi, ziemią idzie za człowiekiem, coś leci śladem cwałującego konia. Snuje się jako pajęczyna, a gdy stanąć i słuchać, bez wydania głosu zamiera. Gdy spojrzeć poza siebie — nic, tylko srebrzysta rosa śpi pod zasłoną nocnych tumanów...
Deszcz, to mętnemi, płynnemi falami zanosił widnokrąg do szczętu, to się uciszał i znikał. W takich minutach ukazywały się bure wody pędzącej rzeki, a zimna kra trupio wśród nich szarzała.
Gdy się na pewien przeciąg czasu rozjaśniło, Rafał głośniej począł wykrzykiwać wiersze Horacego, zbliżył się cicho do szyb i długo, z wytężoną uwagą w dal patrzał. Znagła radosnym, aż sennym z rozkoszy głosem wyszeptał do towarzysza:
— Ten chudy rybak, Bobrzyk, przybija do brzegu! Nunc decet aut viridi nitidum caput... Boże, ten dopiero wiosłuje! Czy ty widzisz? czy widzisz? To majster!
— Właśnie, że nic nie widzę... — z rozpaczą szeptał