Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadto stróżę po nocach odbywać, na posyłki chodzić. A daniny? Za cóż jeszcze daniny składają? Czy także z gruntu pradziadowskiego? Przecie go pracą na pańskiem z czubem okupili. Dają różne gatunki zboża, dają kury, jaja, połowę miodu od pszczół, muszą znosić do dworu określoną ilość lnu, jagód, orzechów, grzybów. Nawet gdy się orzech w lasach nie urodzi, dać muszą, bo tak prapradziadom za Jana Kazimierza dawali...
Nardzewski słuchał tego wszystkiego jakby w osłupieniu. Ręce jego bezwładnie leżały na pistoletach.
Rzekł spokojnie:
— Skądże to waszmość wiesz? Skąd wiesz? Drażnisz mię, licząc na to, żeś pod dachem szlachcica polskiego... Ale przez Boga żywego nie czyń tego dłużej.
— Ja się broni nabitej nie boję... — rzekł komisarz z dumą, wstając ze swego miejsca.
Po chwili zwrócił się do strzelca ze słowami:
— Zawiadomić wójta i ławników, żeby się jutro cała wieś zgromadziła na dziedzińcu dworskim. Urzędowe rozporządzenia przeczytane będą. Ad tertium... Co do gromadzkiego śpichlerza...
Nardzewski spojrzał na strzelca okropnemi oczyma i z cicha mówił:
— Niech mi Jawór obębni po wsi, że jutro mają się zejść wszyscy, kto żyw. Na mój rozkaz, słyszałeś! Będzie brał karę Tomek Zalesiak za to, że się dobierał do mego lamusa. Otrzyma przy całej wsi i w oczach tego oto pana komisarza sto pięćdziesiąt miotełek brzozowych, jak za Jana Kazimierza, Michała Korybuta i innych bywało.