Czyż to ja winien jestem, że tu siedzimy?
Ależ nie ty! Okoliczności naszego życia winny są temu. Wojna... i tak dalej... Wiem, umiem na pamięć od początku, do końca. Ale to jest tak cmentarne, tak jakoś pogrobowe, trupie... Nieraz wydaje mi się, że jestem psem, przywiązanym na łańcuchu i mam ochotę wyć w niebogłosy. Nudzę się, nudzę śmiertelnie...
Gdyby nie to powołanie mię do wojska, rzuciłbym posadę w tym banku tutejszym. Pojechalibyśmy do Warszawy, czy do Pitra. Kończyłbym uniwerek i zaczęlibyśmy żyć inaczej.
Żylibyśmy tak samo. Gdzieś, na jakiemś czwartem piętrze ludnej ulicy, w gniazdku ubogiem, aczkolwiek bez opału.
Cóż mam uczynić? Wszystko ci nie dogadza.
Mógłbyś „uczynić“ rzecz bardzo prostą: napisać do matki z żądaniem przysłania należnych ci pieniędzy.